Zysk Muszkieterki, inne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1.
Pierwszego stycznia 2009 roku Ola Kamińska, z domu Nycz, brnęła
mozolnie śliskim chodnikiem, którego z powodu święta i stosunkowo
wczesnej pory nikt nie pokwapił się odśnieżyć. Pod pachą trzymała tor-
bę z oderwanym uchem, drugą ręką ściskała dłoń swojej pięcioletniej
córeczki, bacząc, aby nie upaść i aby ochronić od takiej przygody dziec-
ko. Gęsty śnieg padał jej na twarz, wciskał się pod kurtkę, powodując
uczucie przenikliwego zimna i uniemożliwiając normalne patrzenie na
drogę. Mimo że niedawno wyszła z domu, stopy jej zdążyły już skostnieć.
Buty miały wprawdzie futerko, jednak były stare i nieszczelne w kilku
miejscach. Ola przysięgała sobie, że nazajutrz pójdzie do sklepu i kupi
sobie nowe. I torebkę, koniecznie. Tylko co wtedy zrobić z córką… Cho-
dzenie z nią na zakupy było udręką, a z Patrykiem nie chciała jej samej
zostawiać.
Mała, jak zwykle, zadawała jej dużo kłopotliwych pytań, na które
Ola odpowiadała machinalnie, zupełnie się nad nimi nie zastanawiając.
Twarz miała postarzałą, ściągniętą i co chwila zaciskała z całej siły war-
gi, wiedząc, że jeśli tamy raz jej puszczą, zacznie płakać na środku ulicy,
przy dziecku i nielicznych przechodniach, będzie płakała, nie mogąc się
powstrzymać, dopóki łzy nie zamarzną jej na policzkach.
Autobusy kursowały rzadko i zupełnie niezgodnie z rozkładem jazdy,
toteż gdy Ola i jej córka były jeszcze dobre pięćdziesiąt metrów od przy-
stanku, minął je z hałasem silnika i odgłosem błota pośniegowego rozgnia-
tanego pod kołami ten, którym miały pojechać. Ola jęknęła przekleństwo
pod nosem. Nie było najmniejszego sensu próbować dobiec na przystanek.
Nawet sama pewnie by nie zdążyła, co dopiero z małym dzieckiem. Łzy
znowu zakręciły się jej w oczach. Wydawało się, że w tym dniu wszystko jest
przeciwko niej. Przystanęła na moment i przyłożyła z całej siły obie dłonie
do oczu, wpychając do nich na powrót nieznośne, słone kropelki.
— To jeden jeden cztery, mamo — zauważyła Ania. — Chyba nasz
autobus.
7
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora
. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej
zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z
.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym
.
Ola nie odpowiedziała. Po chwili odjęła ręce od twarzy, odetchnęła
kilka razy głęboko, wzięła znów za rękę córeczkę i ruszyła energicznym
krokiem naprzód.
— Autobus nam uciekł — powiedziała do Ani, gdy opanowała się na
tyle, że była w stanie powstrzymać szloch. — Podejdziemy do następnego
przystanku, żeby nie marznąć.
— Ale, mamo, nóżki mnie bolą i zimno mi jest…
— Mi też jest zimno. Musimy być dzielne.
Ania nic nie odpowiedziała, Ola szła więc teraz szybciej, trochę wy-
przedzając swoje dziecko, tak by nie widziało jej twarzy. Nieczęsto wy-
chodziła z domu bez Patryka, nie licząc oczywiście wyjść do pracy, sklepu
i przedszkola, do którego co rano prowadziła małą. Patrykowi by się to nie
podobało, poza tym nie miała za bardzo dokąd. Jej kontakty towarzyskie
były od urodzenia córki mocno ograniczone. Gdyby chciała iść gdzieś z ko-
leżankami, musiałaby zostawić Anię z Patrykiem. A ona starała się raczej
usuwać mu ją z drogi. I tak była wdzięczna losowi, że facet z mieszkaniem
i samochodem, nieźle zarabiający, zainteresował się rozwódką samotnie
wychowującą dwuletnie dziecko. Zaopiekował się nią, gdy była w trudnym
momencie, gdy miała do wyboru powrót do matki i siedzenie u niej na
garnuszku, wysłuchiwanie co dzień, jaką jest nieudacznicą, lub mieszkanie
z córką w jakiejś wynajętej za ogromne pieniądze norze w Warszawie i li-
czenie każdego grosza, biedowanie od pierwszego do pierwszego, obawę
o to, czy nie zdarzy się jakiś nieprzewidziany wydatek albo czy nie straci
pracy, bo nie jest dyspozycyjna. To prawda, że Patrykowi daleko było do
ideału. Grymasił często i robił awantury bez powodu. Podejrzewała, że ją
zdradza. Niekiedy wieczorami wychodził odpicowany, a gdy pytała, do-
kąd idzie, mruczał coś wymijająco. Ale przynajmniej nie musiała martwić
się o pieniądze. I czasami, kiedy miała naprawdę nóż na gardle w pracy,
odbierał Anię z przedszkola. I był dobry dla Ani. To było najważniejsze.
Odkąd Ola została porzucona przez męża, całe swoje życie podporząd-
kowała dziecku. Własne potrzeby odsunęła na bardzo daleki plan. Mniej
więc dbała o to, jak Patryk ją traktował, bo kupował dziecku prezenty i gdy
miał ochotę, potra ł fajnie się z nim bawić.
Dziś jednak nie mogła wytrzymać, musiała natychmiast spotkać się
z Julią, swoją przyjaciółką, opowiedzieć jej o tym, co zdarzyło się minio-
nej nocy, wypłakać się i usłyszeć kilka słów otuchy. Julia zawsze potra ła
8
je znaleźć. Nawet w dramatycznych sytuacjach, w których nikt nie wie,
co powiedzieć, ona umiała dobrać takie słowa, dzięki którym człowiek
mógł jakoś otrząsnąć się i żyć dalej.
Dawno nie widziała Julii. Od kilku miesięcy utrzymywały właściwie
tylko kontakt mailowy i telefoniczny. Nie była nawet w jej nowym miesz-
kaniu. A porozmawiać we dwie, na spokojnie, nie miały okazji od paru lat.
Bywała u niej, oczywiście, zawsze jednak towarzyszyli im ich partnerzy
lub przynajmniej jeden z nich. Raz tylko w ciągu kilku lat poszła do niej
sama z dzieckiem i akurat faceta Julii nie było w domu, mała jednak nie
pozwoliła im spokojnie zamienić bodaj kilku zdań.
Dziś Ola wiedziała, że będzie inaczej. Przede wszystkim czuła tak
gwałtowną potrzebę pogadania z przyjaciółką, że nic nie było w stanie
jej w tym przeszkodzić. Poza tym była pewna, że faceta Julii nie będzie,
ponieważ rozstali się przed czterema miesiącami. Patryk spał, kiedy wy-
chodziła z domu, wyglądało na to, że po tej nocy pośpi jeszcze bardzo
długo. Ją córka obudziła jak zwykle o ósmej. Nie zważając na to, że Julia
też może mieć za sobą zarwaną noc, Ola wybrała się do niej jak najszyb-
ciej. Wiedziała, że może do niej przyjść zawsze, o każdej porze dnia i nocy.
Zresztą pisały do siebie jeszcze dwa dni wcześniej i Julia przewidywała,
że sylwestra spędzi w domu, bo nie miała ochoty nigdzie iść. Oli nie
dręczyły więc wyrzuty sumienia, gdy wyciągała Julię z łóżka telefonem
o dziewiątej rano.
Do następnego przystanku było dość daleko, a drobinki śniegu co-
raz bardziej bezlitośnie szczypały ją w twarz, Ola czuła jednak, że nie
zniesie bezczynnego siedzenia i czekania przez co najmniej kwadrans.
Bezwiednie zaczęła iść szybciej i jeszcze szybciej, aż w końcu jej córka
zaprotestowała, bo musiała za nią biec. Ola zwolniła, spojrzała na swoje
dziecko i zmusiła się do uśmiechu.
— Przynajmniej będzie ci cieplej — powiedziała.
— Już mi gorąco. Tylko w buzię zimno — odparła Ania. — A może
porzucamy się śnieżkami? — zaproponowała.
— Jak dojdziemy do przystanku — obiecała Ola.
Poszły dalej, teraz już trochę wolniej. Ania przez chwilę milczała, nie
zadając żadnych pytań, w końcu zaczęła sobie podśpiewywać. Ola, na
moment odsunąwszy od siebie ponure rozmyślania, wsłuchiwała się w jej
głosik z przyjemnością. Jej córka zdecydowanie była uzdolniona muzycz-
9
nie. Bez problemów i najmniejszego fałszu śpiewała nieraz bardzo trudne
fragmenty utworów, nawet te, których większość dorosłych nie jest w sta-
nie wyciągnąć. Teraz wzięła na tapetę kawałki z bajek z kanału MiniMini.
Ola wysłuchała tytułowych piosenek z „Pszczółki Mai” oraz „Cli orda”,
a potem Ania zaśpiewała utwór, którego Ola nie kojarzyła.
Malowany świat, wycinany świat,
Kolorowy, że aż miło.
Może śmieszny jest i ma trochę wad,
Ale sam go wymyśliłem.
— Co to za piosenka? Skąd ją znasz? — zainteresowała się.
— Z MiniMini.
— A z jakiej bajki?
— Ona się nazywa „Kolorowy świat Pacyka”.
— Kurczę — Ola pokręciła głową z niedowierzaniem — powinnam
ją znać. Przecież to bajka z mojego dzieciństwa. Ale jakoś nigdy jej nie
oglądałam. Kiedy ona leci?
— Zawsze jak jest, to robisz śniadanie.
Ola pokiwała głową. Dochodziły już do przystanku. Spojrzała na ze-
garek i westchnęła. Co najmniej siedem minut czekania. Uśmiechnęła się
jednak dzielnie do córki, podeszła do trawnika, gdzie śnieg był bielutki,
niezmieszany z piaskiem, brudem i solą i zaczęła lepić śnieżkę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apo.htw.pl