[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wydrukowane w czasopi±mie:
PRACE FILOLOGICZNE — TOM XXXVII, Warszawa 1992, s. 75–87.
Zygmunt SALONI
Co istnieje, a co nie istnieje we fleksji polskiej
Problem istnienia w j¦zyku, podobnie jak problem istnienia w ogólno±ci, jest niezmiernie trudny. Na
temat tego, co we fleksji polskiej istnieje, a co nie istnieje, dyskutowałem wielokrotnie z Danut¡ Buttler.
Odczuwam potrzeb¦ prowadzenia dalej naszej dyskusji, zale»y mi bowiem na tym, aby przekona¢ mojego
dyskutanta. Niech wi¦c niniejszy artykuł b¦dzie kontynuacj¡ naszych rozmów.
Je±li idzie o stosunek j¦zykoznawców do kwestii istnienia, to z grubsza mo»emy wyró»ni¢ dwa sta-
nowiska, które nazwiemy konwencjonalnie tekstowym i systemowym. Za oboma przemawiaj¡ wa»kie
argumenty.
Problem istnienia zjawisk j¦zykowych wi¡»e si¦ z fundamentalnymi zagadnieniami j¦zykoznawstwa
ogólnego, przede wszystkim problemem stosunku systemu j¦zykowego i tekstów. Teksty s¡ rzeczywi±cie
j¦zykow¡ realno±ci¡, tym, co istnieje najbardziej namacalnie. Zwró¢my przy tym uwag¦ na to, »e w pew-
nym sensie prawdziwsze jest istnienie tekstów pisanych: ze wzgl¦du na sw¡ struktur¦ fizyczn¡ maj¡ one
charakter trwały i one te» stanowi¡ dokumentacj¦, b¦d¡c¡ niezaprzeczalnym dowodem, »e jaki± fenomen
j¦zykowy rzeczywi±cie istnieje. Oczywi±cie dla zwolenników stanowiska tekstowego wystarczaj¡cym ar-
gumentem za jego istnieniem jest równie» jego wyst¡pienie w tek±cie mówionym, ale zawsze odwołuj¡ si¦
oni do jego wtórnej, zapisanej postaci
1
.
Zwolennicy stanowiska tekstowego twierdz¡ nie bez racji, »e system j¦zykowy jest wyabstrahowy-
wany z tekstów. A zatem, je±li co± istnieje w systemie, to to co± musiało niew¡tpliwie wcze±niej zosta¢
zaobserwowane w tekstach.
Ale to tylko pół prawdy. To co± wcale nie musiało zosta¢ bezpo±rednio zaobserwowane w tekstach.
Mogło ono bowiem zosta¢ wyabstrahowane z tekstów nie na podstawie danych empirycznych, lecz na
podstawie rozumowania, najcz¦±ciej przez analogi¦. Istnienie mogło by¢ wywnioskowane z istnienia innych
jednostek, do których podobna w jaki± sposób jest jednostka badana.
Banalne przykłady dotycz¡ zwłaszcza poziomu składniowego. Zda« jest tyle, »e nie mo»na wszystkich
reprodukowa¢. Ka»dy nowoczesny badacz składni uzna za konieczne opisywanie jednostek, których nigdy
w »yciu nie widział. Tymczasem w zakresie fleksji zdanie takie nie b¦dzie ju» tak powszechne. W moim
artykule zajm¦ si¦ wła±nie zjawiskami fleksyjnymi, na których temat dyskutowałem z Danut¡ Buttler.
Decyzje w tych sprawach b¦d¡ miały dla nas, jak zobaczymy ni»ej, istotne konsekwencje praktyczne.
1
Powołajmy si¦ na do±wiadczenie j¦zykoznawców zajmuj¡cych si¦ j¦zykami martwymi o małej licz-
bie zabytków. Specjali±ci twierdz¡, »e pełnego paradygmatu nie wypisze si¦ dla »adnego rzeczownika
staro-cerkiewno-słowia«skiego. A mimo to w podr¦cznikach gramatyki tego j¦zyka wypisane s¡ pełne
paradygmaty rzeczowników, które nie s¡ kwestionowane na poziomie wzorców — w¡tpliwo±ci dotycz¡
szczegółów interpretacyjnych. Oczywi±cie paradygmaty w podr¦cznikach mog¡ zawiera¢ bł¦dy: mo»e
si¦ bowiem zdarzy¢, »e postulowana w opisie forma regularna nie była faktycznie u»ywana, poniewa»
w normie mie±ciła si¦ forma wyj¡tkowa — wypadki takie jednak prawie nigdy nie s¡ wykrywalne.
Podobne obserwacje mo»emy odnie±¢ i do rzeczowników polskich, cho¢ ze znalezieniem w tekstach
wszystkich form niektórych z nich nie b¦dziemy mieli najmniejszych trudno±ci. Wszystko zale»y od fre-
kwencji danego rzeczownika i odpowiedniego znaczenia gramatycznego. Natomiast ze znalezieniem form
rzeczownika o niskiej frekwencji mo»emy mie¢ istotne problemy. Aby si¦ o tym przekona¢, wystarczy
si¦gn¡¢ do wydanych tomów materiałowych polskiego słownika frekwencyjnego. Zobaczymy tam, »e rze-
czowniki, które wyst¡piły we wszystkich przypadkach obu liczb w tek±cie o długo±ci 100 000 wyrazów,
nale»¡ do zupełnych wyj¡tków.
Niektóre formy gramatyczne wyst¦puj¡ w tekstach polskich du»o rzadziej od innych. Ogólne pra-
widłowo±ci w tej materii s¡ niekiedy pot¦gowane przez czynniki natury indywidualnej, np. znaczenie
leksykalne konkretnego leksemu. Podajmy kilka przykładów, które uporz¡dkujemy według stopnia oczy-
wisto±ci. Zaczniemy od przykładów najmniej dyskusyjnych, takich, co do których niemal wszyscy zgodz¡
si¦ z tym, »e dana forma istnieje. Przejdziemy dalej do przykładów takich, które istotnie mog¡ si¦ sta¢
przedmiotem kontrowersji.
I. Najmniej w¡tpliwo±ci wywołuje problem istnienia jednostek nie po±wiadczonych w tekstach w wy-
padku leksemów liczebnikowych tudzie» ich form. Luki w ci¡gu kolejnych liczebników s¡ najbardziej wi-
doczne w słownikach opartych na korpusach tekstów. Na ogół nie s¡ one traktowane jako wyst¦puj¡ce
w serii form fleksyjnych, lecz w zbiorze leksemów derywowanych regularnie od ci¡gu podstaw, nazywaj¡-
cych kolejne liczby. Poniewa» jednak tzw. liczebniki zbiorowe traktujemy jako serie form okre±lonego ro-
dzaju liczebników głównych, przypomnijmy, »e w
SJPDor.
brak jest haseł
dwadzie±cioro
,
czterdzie±cioro
,
dziewi¦¢dziesi¦cioro
,
kilkudziesi¦cioro
, a hasła
pi¦¢dziesi¦cioro
,
siedemdziesi¦cioro
,
osiemdziesi¦cioro
nie
s¡ opatrzone przykładami. Mo»liwo±ci ich u»ycia w tek±cie s¡ jednak oczywiste.
II. Niektóre przymiotniki i czasowniki s¡ szczególnie predysponowane do wyst¦powania w okre±lo-
nym rodzaju. S¡ to wyrazy odnosz¡ce si¦ do czynno±ci płciowych lub takich czynno±ci, które s¡ cha-
rakterystyczne dla osobników jednej płci. Jak wiadomo, istnieje bardzo wysoka korelacja mi¦dzy płci¡
osobnika (zwłaszcza ludzkiego) a rodzajem rzeczownika, który si¦ do niego odnosi. Je±li w tre±ci danego
rzeczownika uwzgl¦dniona jest cecha płci, korelacja jest prawie pełna, cho¢ zastrze»enie „prawie” jest tu
konieczne — por. oczywiste wyj¡tki
dziewcz¦
czy
babsztyl
. Co wi¦cej, do osobnika ustalonej płci mo»e
si¦ odnosi¢ rzeczownik niezgodnego z nim rodzaju: kobieta mo»e by¢ nazwana
człowiekiem
, krowa —
zwierz¦ciem
czy
zwierzakiem
, kura —
ptakiem
czy
stworzeniem bo»ym
. Oczywi±cie prawdopodobie«stwo
2
u»ycia w tek±cie przymiotnika
ci¦»arny
w rodzaju m¦skim (
ci¦»arny babsztyl
) albo czasownika
rodzi¢
w rodzaju nijakim
To dziewcz¦ urodziło bli¹niaki
jest bardzo niskie. Niew¡tpliwym bł¦dem metodolo-
gicznym jest jednak rezygnacja z traktowania formy rodzaju m¦skiego niektórych przymiotników jako
formy hasłowej i notowania ich pod wyrazem hasłowym o formie rodzaju »e«skiego, jak czyni¡ wszystkie
słowniki polskie z
SJPDor.
wł¡cznie (np.
pro±na
,
kotna
).
Rzecz jest jednak bardziej skomplikowana. Problem mog¦ bowiem zilustrowa¢ autentycznym cytatem
z literatury. Pewn¡ niezr¦czno±ci¡ jest tylko to, »e jest to cytat z literatury czeskiej, a nie polskiej. Szwejk
mianowicie zetkn¡ł si¦ w szpitalu psychiatrycznym z pewnym człowiekiem, o którym potem opowiadał:
(1)
A jeden pan byl tam tehotnej.
W cytacie wyst¦puje potoczna forma m¦ska przymiotnika
tehotny
(‘ci¦»arny’). Polski tłumacz Paweł
Hulka-Laskowski oddał go polskim neutralnym
w ci¡»y
. Nie o to tu jednak idzie. Idzie o pewien typ
kontekstu, którego motywacja nie budzi najmniejszych w¡tpliwo±ci i w którym mog¡ si¦ pojawia¢ formy
nieoczekiwane. Człowiek bowiem o bardzo wielu rzeczach mo»e my±le¢, bardzo du»o mo»e si¦ mu zdawa¢.
III. Bardzo podobnie wygl¡da sprawa ewentualnego braku form rodzajowych (m¦skoosobowych)
przymiotnika w liczbie mnogiej. Problem praktyczny nasuwa tu tylko forma mianownikowa, maj¡ca
posta¢ indywidualn¡, i to w dodatku cz¦sto zawieraj¡c¡ specyficzny, w niej tylko wyst¦puj¡cy alternant
tematu. Na przykład
SJP PWN
we wst¦pie wprowadza reguł¦: „Po formie hasłowej podana jest forma
m¦skoosobowa mianownika liczby mnogiej, je»eli znaczenie wyrazu nie wyklucza jej u»ywania” (s. XIX).
Taka ewentualno±¢ chyba jednak w ogóle nie zachodzi, poniewa» ludziom mo»e si¦ zdawa¢, »e s¡
»ela¹ni
,
pro±ni
albo
dyftongiczni
.
Szczególny wypadek omawianego teraz problemu stanowi cz¦sto dyskutowana w wydawnictwach
poprawno±ciowych kwestia form m¦skoosobowych liczebników porz¡dkowych. Nieu»ywanie ich w prak-
tyce jest tak»e wył¡cznie prawidłowo±ci¡ natury statystycznej. Bez trudu znajdziemy bowiem sytuacj¦,
w której formy takie b¦d¡ u»ywane, i to w podstawowym swym znaczeniu. Otó» w sprawozdaniu ze
sportowego wy±cigu dru»ynowego powie si¦ nieraz i napisze na przykład:
(2)
Bułgarzy byli dziesi¡ci, Kuba«czycy — siedemna±ci, a reprezentanci Polski —
dopiero trzydzie±ci ó±mi.
Oczywi±cie wszystkie zacytowane wy»ej formy s¡ dziwaczne, o tym jednak decyduje uzus i rz¡dzona
przeze« norma (s¡ to bardzo mało — ze wzgl¦dów pozaj¦zykowych — prawdopodobne formy stosunkowo
cz¦stych wyrazów). W »adnym za± wypadku nie s¡ to ograniczenia systemowe. Dokładnie tak traktował
zreszt¡ t¦ kwesti¦
SJPDor.
: „Zako«czenia form m¦skoosobowych przymiotników w mianowniku liczby
mnogiej Słownik podaje bez »adnych oznacze« zaraz po ha±le. Nie podaje si¦ form zbyt sztucznych
lub nie spotykanych w zwykłych u»yciach danego wyrazu” (s. LXII)”. Poniewa» odpowiednie formy nie
nale»¡ do uzusu, decyzja niepodawania ich w artykule hasłowym jest naturalna. Nie formułuje si¦ jednak
sztucznego zakazu tworzenia formy fleksyjnej dopuszczanej przez system.
We wszystkim bowiem wypadkach (oprócz przymiotników na
-hy
bez poprzedzaj¡cego
c
, tj. z jednym
3
wyj¡tkiem leksykalnym:
błahy
) wiadomo, jak utworzy¢ form¦ m¦skoosobow¡ mianownika liczby mnogiej
przymiotnika. Udało mi si¦ nawet znale¹¢ przykład u»ycia w tek±cie formy, która mogłaby by¢ uznana
za nale»¡c¡ do leksemu, którego „znaczenie wyklucza jej u»ywanie”. Chodzi tu o przytoczony wy»ej
przymiotnik
ci¦»arny
, tak wprowadzony przez Juliana Tuwima do wiersza
Pija«stwo
:
(3)
Tam wyrzuc¡ ze siebie przekl¦te wn¦trzno±ci
Oni, ju» konaj¡cy, potwornie ci¦»arni,
Tam b¦d¡ słodko szlocha¢ w najtkliwszej wdzi¦czno±ci,
Trzymaj¡c si¦ obur¡cz płyn¡cej latarni.
(
Wiersze zebrane
, Warszawa 1975; s. 151)
Wypada tu zatem dorzuci¢ jeszcze jeden, dotychczas przez nas nie rozwa»any, typ zastosowania form
rzadkich i na ogół nie spotykanych. Mog¡ by¢ one mianowicie u»ywane po prostu metaforycznie. W przy-
toczonym wypadku jest to metafora poetycka, ale nie zmniejsza to mocy wywodów i wniosków. Inkry-
minowana forma nale»y do paradygmatu istniej¡cego leksemu, nie mo»na wi¦c twierdzi¢, »e poeta j¡
utworzył. Wykorzystał on tylko istniej¡c¡ potencj¦ j¦zykow¡.
IV. W podr¦cznikach gramatyki polskiej cz¦sto omawia si¦ istnienie specjalnej formy, któr¡ — w nie-
dawno napisanym artykule — nazywałem deprecjatywn¡. W artykule tym doszedłem do wniosku, »e mo»e
ona by¢ uznana za nale»ac¡ do wszystkich polskich leksemów rzeczownikowych rodzaju m¦skoosobowego
i przedyskutowałem jej posta¢ dla wszystkich typów deklinacyjnych tych leksemów, a tak»e przykłady
rzeczowników, które tworz¡ t¦ form¦ z oporami. Po zło»eniu do druku owego artykułu znalazłem w tek±cie
drukowanym form¦ deprecjatywn¡, któr¡ uznałem za jedn¡ z najbardziej w¡tpliwych
2
:
(4)
Ci ludzie przypomn¡ sobie kiedy±, »e byli±my tu z nimi, my, ich ksi¦dze — jak
mówi¡ punki.
(R. Graczyk,
W Jarocinie
, „Tygodnik Powszechny” 1986 nr 33)
V. Wiele w¡tpliwo±ci nasuwa istnienie liczby mnogiej wielu rzeczowników. Wysoce niekonsekwentny
pod tym wzgl¦dem jest
SJPDor.
, który bez ustalonycyh zasad i bez widocznej motywacji opatruje sym-
bolem
blm
‘bez liczby mnogiej’ kilka tysi¦cy rzeczowników
3
.
Oczywi±cie jest prawd¡, »e niektóre rzeczowniki w swych podstawowych znaczeniach (których nie
b¦dziemy tu analizowa¢), jak np.
kinematografia
,
studenteria
,
listowie
czy
prawo±¢
nie mog¡ by¢ kwan-
tyfikowane. Ka»dy jednak rzeczownik obrasta znaczeniami wtórnymi, które w znacznym stopniu s¡ regu-
larne. Takie wtórne znaczenia s¡ typowe np. dla rzeczowników substancjalnych, por. np. w pierwotnych
znaczeniach „niepoliczalne”
piwo
czy
woda
maj¡ znaczenia wtórne, powoduj¡ce, »e poł¡czenia
pi¦¢ piw
czy
dwie wody
s¡ mo»liwe i poprawne, a ze wzgl¦du na cz¦sto±¢ rzeczowników tudzie» odpowiadaj¡cych
im desygnatów — nale»¡ nawet do uzusu. Wła±nie w takim wtórnym, ale systemowym i w pełni regular-
nym znaczeniu został u»yty pierwszy z przytoczonych rzeczowników nawet w tytule — ksi¡»ki El»biety
Królikowskiej
Kinematografie latynoameryka«skie
.
4
Do podobnych wtórnych znacze« nale»y w szczególnio±ci u»ycie wyrazu w odniesieniu do samego
siebie, zwane z łaci«ska
in suppositione materiali
, które mo»e mie¢ ka»dy rzeczownik. Rzeczownik
in
suppositione materiali
zachowuje si¦ jak normalny polski rzeczownik, a »e odnosi si¦ do przedmiotu kon-
kretnego, i to maj¡cego struktur¦ jednostkow¡, mo»e by¢ w sposób całkiem naturalny u»ywany w liczbie
mnogiej. Zupełnie poprawne i maj¡ce naturaln¡ interpretacj¦ semantyczn¡ s¡ wi¦c np. polskie zdania:
(5) Zostaw ju» te swoje „listowia”.
(6) Daj mi spokój ze swoimi „studenteriami”.
(7) Przesta« wreszcie gada¢ o rozmaitych „prawo±ciach”.
U»ycia w liczbie mnogiej
in suppositione materiali
rzeczowników, którym niefrasobliwi j¦zykoznawcy
i leksykografowie na pewno skłonni byliby przypisa¢ cech¦
blm
, znajdujemy te» w tekstach
4
:
(8)
Jak»e mógłym odrysowa¢ Ci okolic¦, w której »yj¦, kształty zupełnie Ci nie
znane osób, które mnie otaczaj¡, ich oryginalno±ci, ekscentrycyzmy, zaj¦cia si¦,
my±li. SŁOW.
Listy I, 389.
(9)
Szedł w stron¦ plebanii kłóci¢ si¦ wniebogłosy z wikarym o pozytywizmy i
determinizmy. »ER.
Syzyf. 148.
VI. Polskie paradygmaty czasownikowe, nawet w formie uproszczonej rozbudowane i skomplikowane,
nasuwaj¡ wi¦cej w¡tpliwo±ci co do swego składu ni» rzeczownikowe i przymiotnikowe. Niejasny jest
przede wszystkim status form 1. i 2. osoby rodzaju nijakiego. Przyczyny tego stanu rzeczy s¡ całkiem
jasne. Otó» tymi, co mówi¡, s¡ z reguły ludzie, a »adna realnie istniej¡ca istota ludzka nie mówi o sobie
w rodzaju nijakim. U»ywa mianowicie rodzaju m¦skiego czy »e«skiego w zale»no±ci od tego, z któr¡ płci¡
si¦ identyfikuje. Sytuacj¦ mog¡ przy tym komplikowa¢ ró»ne czynniki: dana istota mo»e si¦ na przykład
identyfikowa¢ z płci¡ niewła±ciw¡; mo»e nie mie¢ opanowanych podstawowych zasad dystrybucji rodzajów
w j¦zyku polskim, co si¦ zdarza małym chłopcom, wychowywanym przez kobiety; mo»e wreszcie nie mie¢
nawet ±wiadomo±ci istnienia rodzajów w j¦zyku polskim, co mo»e wyst¡pi¢ u dziecka zaczynaj¡cego mówi¢
albo zupełnie pozbawionego refleksji j¦zykowej cudzoziemca. Jednak je±li kto± u»ywa w ogóle rodzajowych
form czasownikowych 1. osoby w odniesieniu do siebie, to s¡ to formy rodzaju m¦skiego lub »e«skiego,
a w »adnym wypadku nijakiego, których frekwencja tekstowa jest zerowa lub przynajmniej tak niska, »e
nie styka si¦ z nimi człowiek o niewielkim do±wiadczeniu j¦zykowym, jak dziecko lub cudzoziemiec. Nic
zatem dziwnego, »e podr¦czniki gramatyki nie podaj¡ z reguły owych form w paradygmatach.
Niemniej ka»dy chyba specjalista od gramatyki j¦zyka polskiego potrafi poda¢ przykłady u»ycia
form 1. i 2. osoby rodzaju nijakiego, cho¢by zdanie z
Za chlebem
Sienkiewicza, gdzie słonko przemawia:
(10) Jak si¦ masz, Wawrzonie? Byłom w Lipi«cach.
W literaturze znajdziemy jeszcze kilka podobnych form. Jeden z przykładów wyst¦puje w powie±ci
Burzliwe »ycie Lejzorka Rojtszwa«ca
Ilii Erenburga w tłumaczeniu Marii Popowskiej. W my±li bohatera
ró»ne cz¦±ci jego ciała tocz¡ mi¦dzy sob¡ dyskusj¦. Serce wypowiada si¦ w niej nast¦puj¡co:
(11) Jam podpowiedziało oczom, »e co± znajd¡.
(wyd. Czytelnik, Warszawa 1988, s. 11)
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]