[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kat
Martin
Zuchwały
anioł
Anglia, rok 1069
Powinna się bać. Wielu walecznych anglosaskich
mężów uciekało już na sam widok rycerza w pełnym
rynsztunku bojowym. Jednak w jasnych, błękitnych
oczach, które przyglądały się jego twarzy, nie było
nawet cienia lÄ™ku. Spod stożkowego heÅ‚mu obserÂ
wowaÅ‚, jak ku niemu podchodzi i jak jej drobne dÅ‚oÂ
nie wyciÄ…gajÄ… siÄ™ ku niemu z bukietem kolorowych
kwiatów. Uśmiechnęła się, nie zważając na ciemne
ślady zaschłej krwi pokrywające jego zbroję ani
na przerażającego czarnego smoka na tarczy.
Powinna się lękać. Tymczasem podeszła jeszcze
bliżej, zaciekawiona, dziwnie pogodna i wyraźnie
zadowolona, że znalazła nowego przyjaciela.
Ral poprawił się w siodle, czując się niezręcznie,
jakby uwieraÅ‚ go ten rodzaj zainteresowania, któÂ
rym go obdarzyła. Wielki czarny rumak pod nim
przestępował niespokojnie z nogi na nogę. Zarżał,
nadstawił uszu i zwrócił głowę ku prześlicznej
czarnowłosej dziewczynie, która nie była wyższa
niż koń w kłębie.
Raolfe de Gere gotów był przysiąc, że nigdy nie
widział piękniejszej istoty i bardziej ujmującego
uśmiechu niż ten, który rozjaśniał jej twarz. Nie wy-
5
glądała na więcej niż osiemnaście wiosen. Jej ciało
już dojrzaÅ‚o dla mężczyzny, a rumieniec na policzÂ
kach zdawał się świadczyć o tym, że gotowa jest
na jego przyjęcie. Uczucie, które w nim wzbudziła,
ku jego zaskoczeniu było jednak zgoła odmienne.
To była tęsknota za ciepłem domowego ogniska,
za końcem tej wojny i zaprzestaniem przelewu krwi.
Nie odezwała się, tylko wręczyła mu bukiet. Ral
wyciągnął dłoń w rękawicy i wziął go. Kiedy jego
palce musnęły jej dłoń, uśmiechnęła się szerzej.
Odpowiedział uśmiechem. Czekał, aż przemówi,
chciaÅ‚ usÅ‚yszeć dźwiÄ™k jej gÅ‚osu i nie chciaÅ‚, by pryÂ
snął czar, który roztoczyła. Zastanawiał się, skąd
pochodzi i jakie nosi imiÄ™.
Gdzie się podziała siostra? Karyna z Ivesham
okrążyła wielki granitowy głaz i przeszukała kępę
dębów po prawej stronie. Słodka Mario, nie było
jej tylko chwilę. Gweneth nie mogła odejść daleko.
Karyna omiotła wzrokiem łąkę i pagórek na jej
przeciwległym końcu. Jasnobłękitna tunika lekko
falujÄ…ca na wietrze mogÅ‚a należeć tylko do GweÂ
neth, lecz obok, o Najświętsza Matko Chrystusa!
Karyna aż wstrzymała oddech na widok Czarnego
Rycerza. Czarny smok na krwistoczerwonym polu!
Raolfe zwany Bezlitosnym! Gweneth stała tuż
przy nim, boleÅ›nie nieÅ›wiadoma niebezpieczeÅ„Â
stwa i wręczała mu bukiecik kwiatów.
Karyna uniosÅ‚a rÄ…bek zielonej jak leÅ›na gÄ™stwiÂ
na tuniki i z mocno bijÄ…cym sercem rzuciÅ‚a siÄ™ bieÂ
giem przez Å‚Ä…kÄ™.
- Gweneth! - krzyczała.
Na wszystkie świętości.
- Gweneth!
6
Siostra jednak w ogóle się nie odwróciła. Kary-
na biegła dalej, aż stanęła przy jej boku i utkwiła
wzrok w ciemnej, surowej twarzy wielkiego nor-
maÅ„skiego rycerza siedzÄ…cego na potężnym czarÂ
nym rumaku. Bezlitosny Raolfe, człowiek, który
przemierzał kraj wzdłuż i wszerz, pustosząc go
w imiÄ™ króla Wilhelma*, zdecydowany stÅ‚umić anÂ
glosaskie powstanie.
- Puść jÄ…! - krzyknęła Karyna, co nie miaÅ‚o senÂ
su, ponieważ mężczyzna siedziaÅ‚ nieruchomo w sioÂ
dle. Ogromny rycerz milczał, nie odrywając wzroku
od Gweneth, jakby była istotą nie z tego świata.
- Błagam cię - zaczęła Karyna. - Moja siostra
nie chciała zrobić nic złego. Ona się nie boi. Nic nie
rozumie. Ona jest nie... - Cóż mogła powiedzieć
o Gweneth? O zupełnie innym świecie, w którym
żyÅ‚a, o jej sÅ‚odyczy, anielskiej Å‚agodnoÅ›ci? Gdy jedÂ
nak odczytaÅ‚a wyraz twarzy Czarnego Rycerza, zroÂ
zumiała, że nie ma potrzeby tłumaczyć.
- Jest urocza - powiedział z łagodnością i czcią,
jakby poÅ‚Ä…czyÅ‚ siÄ™ z niÄ… w tym jej Å›wiecie znajdujÄ…Â
cym się daleko stąd. Wielki rycerz wyprostował się
w siodle, aż zasłonił słońce. Spod hełmu wysuwały
mu siÄ™ lÅ›niÄ…ce czarne wÅ‚osy, dÅ‚uższe niż u wiÄ™kszoÂ
ści Normanów, których widziała. Miał twardy zarys
szczęki i ogorzałą skórę. Po raz pierwszy zwrócił
uwagę na Karynę i jego łagodność gdzieś uleciała.
- Nie powinnyście się tu pokazywać. W lesie jest
pełno rycerzy i wojów rozgrzanych walką. Mogą
* Wilhelm I Zdobywca, od 1066 r. król Anglii, od 1035 r.
książę Normandii. Po bezpotomnej Å›mierci króla Edwarda WyÂ
znawcy w 1066 r. najechaÅ‚ AngliÄ™. W bitwie pod Hastings zwyÂ
ciężyÅ‚ Harolda II i koronowaÅ‚ siÄ™. StÅ‚umiÅ‚ bunt anglosaskich baÂ
ronów i rozdał ich ziemie normandzkim rycerzom - przyp.
tłum.
7
wyrządzić
wam strasznÄ… krzywdÄ™. Na pewno wiesz,
że nie wolno chodzić samopas, bo czasy sÄ… niespoÂ
kojne. - Zwracał się do niej w jej ojczystej mowie,
niezbyt płynnie, ale zrozumiale.
- WracaÅ‚yÅ›my z wioski do zamku - skÅ‚amaÅ‚a KaÂ
ryna, gdyż w rzeczywistoÅ›ci umknęły przed kolejÂ
nym nudnym dniem robótek rÄ™cznych. - ObraÅ‚yÂ
Å›my zÅ‚Ä… drogÄ™, lecz teraz już odnalazÅ‚yÅ›my wÅ‚aÅ›ciÂ
wą. Zaraz będziemy w domu.
- Nie jesteÅ›cie wieÅ›niaczkami. Po waszych sukÂ
niach znać, żeście szlachetnie urodzone. Powinny-
ście być lepiej pilnowane.
Karyna zesztywniała.
- To nie twoje zmartwienie, panie. StrzegÄ™ sioÂ
stry zupełnie dobrze, lepiej niż ktokolwiek inny.
Opiekuję się dobrze nami obydwiema. - Złapała
Gweneth za ramię, lecz siostra się oswobodziła.
Z radosnym uśmiechem podała górującemu
nad nią rycerzowi dłoń. Karyna szeroko otworzyła
oczy, kiedy wielki rycerz wyciągnął swoją, ujął rękę
siostry i delikatnie uścisnął.
- Spieszcie już! - ponaglił głosem szorstkim
i wÅ‚adczym, patrzÄ…c na KarynÄ™. - Wracajcie do doÂ
mu, zanim stanie siÄ™ coÅ› zÅ‚ego. NastÄ™pny napotkaÂ
ny mąż może chcieć o wiele wiÄ™cej niż tylko przyÂ
jaźni. Idźcie czym prędzej!
Karyna przełknęła z trudem i odwróciła się.
Szarpnęła Gweneth i odciągnęła ją w stronę kępy
drzew. DygotaÅ‚a, dopóki nie dotarÅ‚y do lasu, choÂ
ciaż Gweneth podążała za nią, beztrosko zrywając
wiosenne kwiaty. Najwyraźniej zapomniała już
o spotkanym na pagórku wielkim rycerzu.
MyÅ›lÄ…c o ich ucieczce, Karyna oparÅ‚a siÄ™ o drzeÂ
wo i z ulgÄ… gÅ‚Ä™boko wciÄ…gnęła powietrze. ByÅ‚ olÂ
brzymi! Jedno uderzenie jego masywnej pięści mo-
8
[ Pobierz całość w formacie PDF ]