[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zub Mieczysław
[Fantomas]
Fantomas
Grupa milicyjna powołana do schwytania Zuba otrzymała
kryptonim "Fantomas". Tak też nazywano sprawcę gwałtów
i zabójstw zanim go złapano i poznano jego imię i nazwisko.
Na początku zbrodniczej działalności Mieczysławowi
Zubowi dopisywało szczęście. Można się nawet zastanawiać
, czy gdyby milicja zareagowała energiczniej , doszłoby do
tylu tragedii. Zubowi sprzyjało szczęście , bo większość sił
milicji skierowana była do ścigania Knychały. Poza tym
sam Zub był wówczas milicjantem...
Pierwszego przestępstwa dokonał 29 listopada 1977 roku w
Świętochłowicach. Był ubrany w mundur milicyjny i 14-
letnią dziewczynkę zaciągnął do lasu pod pretekstem
wyjaśnienia jakiegoś nieporozumienia. W lesie milicjant
przewrócił dziewczynkę , położył się obok niej i ręką zatkał
jej usta. Zagroził pistoletem i kazał się rozebrać.
- Czy pan mnie zabije? - spytała.
- Jeśli będziesz grzeczna to nie zabiję - odpowiedział.
Milicja wszczęła w tej sprawie śledztwo , ale nie
doprowadziło ono do żadnych ustaleń. Dlaczego? Przecież
milicja dysponowała zdjęciami wszystkich funkcjonariuszy.
Można było pokazać je dziewczynce. Nikt tego nie zrobił.
Być może był to ten fatalny błąd , który rozzuchwalił
sprawcę. Wkrótce zresztą zwolniono Zuba z milicji , co
może świadczyć , że jego zachowania budziły wątpliwości u
przełożonych. Oficjalnie powodem były wykroczenia
dyscyplinarne. Wkrótce usiłował zgwałcić 44-letnią
kobietę , ta jednak zdołała się obronić. Następnie przerwał
na dwa lata przestępczą działalność , znany był natomiast w
tym czasie jako dobry mąż i wzorowy ojciec. Na
przestępczy szlak wrócił 19 września 1980 roku. Póżnym
wieczorem zaatakował wracającą z drugiej zmiany
telefonistkę z kopalni "Dąbrówka" w Dąbrówce Wielkiej.
Jedną ręką zatkał jej usta , drugą popchnął do rowu. Tam
straciła przytomność i nawet nie wiedziała czy została
zgwałcona , czy nie. Odmówiła złożenia wniosku o ściganie
i w ten sposób Zub nadal był bezkarny. Być może to właśnie
go rozzuchwaliło , bo nastąpiła teraz seria gwałtów ,
dokonywanych w niemal identyczny sposób. Milicja wciąż
jednak nie wiązała zdarzeń. Przypomnijmy - większość sił
skoncentrowano na ujęciu Knychały. "Fantomas" nie
wydawał się tak grożny - nie mordował. Do czasu.
Pierwszego zabójstwa dokonał w Rudzie Śląskiej 19
listopada 1981 roku. Ofiarą była 19-letnia dziewczyna w
ósmym miesiącu ciąży. Wracała wieczorem z wizyty u
lekarza. Na swojej drodze spotkała Zuba.
"Byłem wówczas pijany." - zeznawał póżniej w śledztwie. -
"W pewnym momencie zauważyłem idącą w moim
kierunku kobietę. Zawróciłem i poszedłem za nią. Gdy
zrównałem się z tą kobietą , jedną ręką chwyciłem ją za
szyję , a drugą ściągnąłem do przydrożnego rowu. Zacząłem
ją rozbierać. W obawie żeby nie krzyczała , kantem dłoni
naciskałem jej szyję."
Zub pamiętał najdrobniejsze szczegóły. Kilkakrotnie
zgwałcił dziewczynę , w czym nie przeszkadzała mu
zaawansowana ciąża. Dwukrotnie przenosił ją na inne
miejsca. Gdy zaspokoił żądze , z palców ofiary zdjął
pierścionki. Ukradł też zegarek. Odchodząc okrył ciało
ofiary płaszczem , "żeby nie zmarzła." Rok póżniej zgwałcił
i zamordował szesnastolatkę. Oto Jego relacja: "Jesienią
1982 roku będąc w stanie nietrzeżwym znalazłem się w
rejonie dworca PKP w Rudzie Śląskiej - Chebziu. W
pewnym momencie zauważyłem idącą dziewczynę. Gdy
mnie mijała złapałem ją za szyję i ściągnąłem do rowu tuż
obok drogi. Tu zacząłem ją rozbierać. Dziewczyna chciała
krzyczeć , ale po ciosie zadanym pięścią w brzuch przestała
stawiać opór. Następnie dokonałem gwałtu. W czasie
stosunku usłyszałem głosy idących drogą ludzi. Aby nas
nikt nie usłyszał , nacisnąłem krawędzią dłoni dziewczynie
szyję , tak że przestała krzyczeć."
W sumie Mieczysław Zub zabił cztery kobiety. W marcu
1983 podczas kolejnego gwałtu zgubił przepustkę
uprawniającą do wejścia na teren huty "Ferrum", gdzie
pracował jako ładowacz złomu. Już było wiadomo jak
nazywa się "Fantomas". 8 marca został aresztowany.
Początkowo przyznawał się tylko do ostatniego gwałtu.
Kiedy jednak milicyjny zespół, działający pod kryptonimem
"Fantomas" przedstawił dowody - przyznał się do
wszystkiego: 4 zabójstwa i 32 napady , gwałty oraz
kradzieże.
Podczas procesu Mieczysław Zub zachowywał się
prowokacyjnie. Po wprowadzeniu na salę rozpraw powitał
sędziów słowami: "Zdrastwujtie towariszczi , banda
Cyganów , cweli, chuje , kurwy , możecie zaczynać." W
czasie czytania aktu oskarżenia gwizdał i głośno śpiewał. Na
10 minut wyprowadzono go z sali. Kiedy wrócił , zaczął
wtrącać głośne uwagi. Na pytanie czy przyznaje się do
zarzucanych mu czynów Zub odpowiedział: "Do
popełnienia zarzucanych mi czynów przyznaję się. Nie będę
składał żadnych wyjaśnień , bo to nie ma sensu. Lepiej
powieście mnie na rynku w Katowicach. Będzie szybciej."
Członkowie rodzin zamordowanych przez Zuba osób ,
zgromadzeni na sali rozpraw milczeli , ale w ich oczach
można było wyczytać , iż nigdy nie zdawali sobie sprawy ,
że tak poważna rozprawa - za sprawą oskarżonego - może
przerodzić się w farsę. A tak właśnie się stało. Przez
wszystkie dni procesu Mieczysław Zub sprawiał mnóstwo
kłopotów. Sędziów i prokuratorów wyzywał wulgarnymi
słowami. Co chwilę trzeba było przerywać rozprawę i
wyprowadzać oskarżonego. Ostatniego dnia rozprawy
oskarżony na siedząco ("bo tak mi jest wygodnie")
wysłuchał wyroku. W trakcie odczytywania zdołał
kopniakami zniszczyć ławę oskarżonych. Znów
wyprowadzono go z sali i wyrok ogłoszono bez obecności
Zuba. Uznano za udowodnione cztery morderstwa i
trzynaście gwałtów. Łączny wyrok: kara śmierci i
pozbawienia praw publicznych na zawsze. Sąd Najwyższy
w Warszawie utrzymał wyrok w mocy.
Zuba przewieziono do Aresztu Śledczego na Montelupich w
Krakowie. Tam nadal sprawiał wiele kłopotów. "Jest
agresywny wobec otoczenia. Demoluje pomieszczenia. Jest
arogancki i wulgarny. Zmuszeni jesteśmy stosować
szczególne środki bezpieczeństwa w postaci kajdan i
umieszczania w celi zabezpieczającej , a także używać siły
fizycznej w koniecznych przypadkach" - pisał naczelnik
aresztu. 6 sierpnia 1985 roku Mieczysław Zub usiłował w
celi popełnić samobójstwo.
Kary śmierci jednak nie wykonano. 29 września 1985 roku
Mieczysław Zub raz jeszcze spróbował popełnić
samobójstwo. Tym razem skutecznie. Powiesił się.
Pracownicy aresztu mówili , że nie chciał czekać na kata i
sam sobie wymierzył sprawiedliwość.
Henryk Kocot
[ Pobierz całość w formacie PDF ]