[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zofia Kaczorowska
Cocktail nad Zalewem
CZYTELNIK
WARSZAWA 1988
Okładkę i kartę tytułową projektował
ZBIGNIEW CZARNECKI
© Copyright by Zofia Kaczorowska,
Warszawa 1988
ISBN 83-07-01471-9
„Czytelnik”. Warszawa 1988.
Wydanie I
Nakład 160320 egz.
Ark, wyd. 7,8; ark drak. 7,2A
Papier offset kl. YD, 60
g,
70 cm
Oddano do składania 28 IV 1986 r.
Podpisano do druku 2 m 1988 r.
Druk ukończono w sierpniu 1988 r.
Zakłady Graficzne
„Dom Słowa Polskiego”
w Warszawie
Zam, wyd. 109;
druk. 2314/K. P-łl
Printed in Poland
Rozdział pierwszy
Adwokat Teresa Molnicka była wprawdzie dobrym
kierowcą i umiała zręcznie manipulować swoim fiatem
126P wśród największych korków warszawskich, bądź na
zatłoczonych szosach podmiejskich, ale dzisiejsza jazda na
trasie prowadzącej do Nasielska sprawiała jej dużo kłopo-
tu. Po wielkich, ulewnych deszczach było ślisko, mokro,
kałuże tryskały pod naciskiem kół fontannami lepkiego,
czarnego błota, ponadto dął silny wiatr, rzucający w na-
głych podmuchach mały samochód aż na pobocze drogi.
Gdyby nie telefon Anny Hortowskiej, starszej koleżanki z
zespołu adwokackiego, Teresa tego popołudnia nigdzie nie
ruszyłaby się z domu, gdyż miała do napisania dwie pilne
rewizje od wyroków sądów rejonowych w sprawach wy-
magających, nie lada gimnastyki umysłowej i precyzyjne-
go opracowania. Molnicka była obowiązkowa, ambitna,
miała opinię rzetelnego adwokata ‒ dzielnie, a często za-
żarcie reprezentującego interesy swoich klientów. Te wa-
lory sprawiły, że w stosunkowo młodym wieku ‒ ledwie
przekroczywszy trzydziestkę ‒ znalazła zatrudnienie w
jednym z największych zespołów adwokackich w War-
szawie, zyskując coraz większą renomę i popularność.
Nigdy jednak nie zapomniała, ile miała do zawdzięczenia
adwokat Annie Hortowskiej-Rytniak, której wiedzę praw-
niczą podziwiała od wielu lat, i u boku której odbywała
aplikację, a potem start w zawodzie adwokata. W żadnym
wypadku więc nie mogła odmówić jej dzisiejszej prośbie.
Anna od kilku dni nie pokazywała się w zespole i nie
przyjmowała telefonów w domu, co wzbudziło niepokój
Teresy o stan jej zdrowia. Co prawda domyślała się, że
5
być może Hortowska wyjechała do swojej małej posiadło-
ści, o ile tak szumnie można by nazwać niewielki dworek,
bardziej przypominający wiejską chałupę, odziedziczony
przez nią po babce i niedawno własnym sumptem przy-
wrócony do stanu względnej używalności z kompletnej
ruiny i upadku. Jednak przedłużająca się nieobecność ad-
wokatki w okresie spiętrzenia terminów sądowych nie była
zjawiskiem normalnym. Nigdy dotąd nie zdarzyło się, aby
Hortowska zaniedbała interesy swoich klientów. Toteż gdy
dzisiaj, po powrocie do domu Teresa usłyszała jej głos w
słuchawce, nieco zniekształcony na skutek wadliwej dzia-
łalności instalacji na poczcie ‒ odczuła prawdziwą ulgę.
Jednak przeczucie jej nie myliło: Anna nie czuła się do-
brze i prosiła Teresę, aby zastąpiła ją w ciągu najbliższych
dni jako jej substytut w kilku procesach. Tego rodzaju
przysługa koleżeńska nie jest niczym nadzwyczajnym
wśród adwokatów, jednak tym razem związana była z
pewną uciążliwością: Teresa musiała pojechać do „Mal-
win”, w okolice Nasielska, do Anny, po akta spraw. Proce-
sy, które prowadziła Hortowska, były na ogół zawiłe pod
względem prawnym i Teresa nie mogła stanąć w sądzie
bez gruntownego zaznajomienia się z przebiegiem dotych-
czasowego postępowania sądowego, a na wgląd do proto-
kołów nie było już czasu, gdyż dwa terminy przypadały na
dzień jutrzejszy.
Drobny deszcz zaczął znów zalewać szyby samochodu.
Teresa włączyła wycieraczki i otworzyła radio, które nie-
dawno nabyła, w związku z czym często zapominała o
jego istnieniu. Głos Łazuki reklamującego się szerokim
rzeszom odbiorców jako Bogdan ‒ chłopiec o gorącym
sercu, niesłychanie wrażliwym na uroki wszystkich kobiet
na całym świecie‒ wypełnił wnętrze wozu. Uśmiechnęła
6
[ Pobierz całość w formacie PDF ]