Wayward Pines Szum , Ksiegarnia

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->„Mimo dowodów na to, że ludzka ewolucjanadal postępuje, biolodzy są zgodni, że niktnie ma pojęcia, dokąd nas poprowadzi”.„Time”, 23 lutego 2009„Sam fakt, że cierpisz na paranoję,nie oznacza, że nie chcą cię dopaść”.Joseph HellerROZDZIAŁ 1Odzyskał przytomność, leżąc na plecach. Słońce świeciło mu w twarz, nieopodal szemrała woda.W nerwie wzrokowym czuł oślepiający ból, u nasady czaszki miarowe, bezbolesne pulsowanie –odległy grzmot nadciągającej migreny. Przekręcił się na bok, z trudem usiadł i nisko pochylił głowę.Zanim otworzył oczy, wydawało mu się, że świat się zatacza, jakby podcięto jego oś. Pierwszy głębokioddech odczuł tak, jak gdyby między górne żebra w lewym boku ktoś wbił mu stalowy klin. Z jękiempokonał ból i zmusił się do otwarcia oczu. Lewe musiało poważnie opuchnąć, bo miał wrażenie, żepatrzy przez szparkę.Najzieleńsza trawa, jaką kiedykolwiek widział, gęsta i miękka, porastała pochyły brzeg rzeki.Między głazami rozrzuconymi wzdłuż jej koryta płynęła czysta, wartka woda. Po drugiej stronie rzekipiętrzyła się trzystumetrowa skarpa. Na półkach skalnych rosły kępy sosen, w powietrzu unosiły sięich woń i słodki chłód płynącej wody.Miał na sobie czarne spodnie, czarną marynarkę i białą bawełnianą koszulę poplamioną krwią. Podkołnierzykiem zwisał mu zawiązany byle jak czarny krawat.Przy pierwszej próbie wstania kolana ugięły się pod nim, więc usiadł, na tyle gwałtownie, że poklatce piersiowej rozeszły się wibracje rozdzierającego bólu. Druga próba okazała się pomyślna,chwiejnie stanął, a ziemia zakolebała się pod jego stopami jak pokład. Powoli się odwrócił, szerzejstawiając nogi dla utrzymania równowagi.Stanął na skraju rozległego pola, tyłem do rzeki. W oddali, w silnym słońcu południa, połyskiwałyhuśtawki i zjeżdżalnie.Oprócz niego ani żywej duszy.Za parkiem dostrzegł wiktoriańskie domy, a dalej zabudowania przy głównej ulicy. Miasteczko niemiało więcej niż półtora kilometra szerokości, leżało w niecce okolonej czerwono żyłkowanymiskalnymi zboczami, wznoszącymi się na setki metrów. W najwyższych, ocienionych górskich żlebachutrzymywał się śnieg, ale tu, w dolinie, było ciepło, w górze rozpościerało się bezchmurne kobaltoweniebo.Mężczyzna sprawdził kieszenie spodni, potem jednorzędową marynarkę.Brak portfela. Brak spinacza na banknoty. Brak dowodu tożsamości. Brak kluczy. Brak telefonu.Tylko mały scyzoryk Swiss Army w jednej z wewnętrznych kieszeni.* * *Kiedy dotarł na drugą stronę parku, wzmógł czujność. Był coraz bardziej zdezorientowany, alepulsowanie w szyjnym odcinku kręgosłupa przestało sprawiać mu ból.Wiedział pięć rzeczy:Jak się nazywa obecny prezydent.Jak wyglądała twarz matki, chociaż nie mógł sobie przypomnieć jej imienia ani nawet brzmieniajej głosu.Że potrafi grać na fortepianie.I latać helikopterem.Wiedział też, że ma trzydzieści siedem lat.Oprócz tych faktów świat oraz jego własne w nim miejsce były nie tyle ukryte, ile wydrukowane wobcym języku, którego nie znał. Owszem, wyczuwał prawdę unoszącą się na obrzeżach świadomości,ale pozostawała tuż poza jego zasięgiem.Szedł cichą ulicą domów mieszkalnych, przyglądając się mijanym samochodom. Czy jeden z nichnależał do niego?Stojące naprzeciwko siebie budynki były nieskazitelnie czyste i świeżo pomalowane, płotyogradzały idealne kwadratowe trawniczki, na czarnych skrzynkach na listy widniały nazwiskawłaścicieli wypisane białymi drukowanymi literami.Za każdym niemal domem widział kipiący życiem ogród, pełen nie tylko kwiatów, ale takżewarzyw i owoców.Wszystkie barwy były niezwykle czyste i nasycone.W połowie drugiego kwartału zabudowań skrzywił się z bólu. Wysiłek związany z chodzeniemsprawił, że musiał wziąć głęboki oddech, i to on wywołał ból w lewym boku. Zatrzymał się, zdjąłmarynarkę, rozpiął i rozchylił koszulę. To, co pod nią zobaczył, okazało się gorsze niż ból: cały lewybok pokrywał mu rozległy, ciemny, podbiegnięty zjadliwą żółcią siniak.Coś musiało go uderzyć w głowę. I to mocno.Ostrożnie przesunął dłonią po czaszce. Ból nie ustępował, z każdą chwilą stawał się silniejszy, aleprócz stłuczonego lewego boku nie czuł żadnych objawów poważnych obrażeń.Zapiął koszulę, wsunął ją w spodnie i ruszył dalej.Wniosek był tylko jeden: uległ jakiemuś wypadkowi.Może był to samochód. Może się przewrócił. Może ktoś go napadł; to by tłumaczyło brak portfela.Powinien natychmiast pójść na policję.Chyba że…A jeśli zrobił coś złego? Popełnił zbrodnię?Czy istniała taka ewentualność?Może powinien poczekać, sprawdzić, czy coś mu się przypomni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apo.htw.pl